czwartek, 9 lipca 2015

opener with my woes

Siemanko! W końcu udało mi się wszystkie ostatnio zrobione zdjęcia "zebrać w kupę" aby dodać je do tego posta. Co u mnie? Co się u mnie ostatnio ciekawego i wartego uwagi działo? Ha. Jeśli śledzicie moje jakiekolwiek media społecznościowe, to wiecie że mój początek lipca był mega szalony i niezapomniany. 1 lipca rozpoczął się Opener jak i również kilkudniowe wakacje ze znajomymi w Trójmieście! Czy ja już wspominałam Wam o tym, jak bardzo kocham Trójmiasto?!?! Chyba nie zaskoczę Was, jak napiszę, że z całego tego wyjazdu najlepszy był właśnie Opener - dzień pierwszy! Damn! Uwielbiam taki klimat! Dobra muzyka, genialni ludzi, przemistrzowska pogoda - tak właśnie opisałabym Openerowe klimaty. Pewnie domyślacie się, na jakich koncertach zależało nam najbardziej - Drake jaki i również Asap Rocky. Asap występował zdecydowanie wcześniej niż drugi pan. Jak było? Huh. Skoro wyszłam z tłumu  mokra jak szczur i nie do końca pewna czy nie zgubiłam gdzieś po drodze gardła to....huh?!?! Kocham kolesia. Było przegenialnie, a przecież to jeszcze nie był koncert, na który czekałam zdecydowanie bardziej! Między dwoma koncertami nie było czasu się nudzić, bo w każdym możliwym miejscu coś się działo, dlatego też było co robić i kogo ciekawego spotykać:) W ogromnym namiocie swój pokaz miał finalista Project Runway - Patryk Wojciechowski. Przemiły, nieśmiały koleś:) Zamieniłyśmy z nim kilka słów. Śmieszne było to, jak do niego podeszłyśmy, a on do nas "A co wy wszystkie tak na czarno ubrane?" Haha! Również spotkałam Saszan, która bardzo miło mnie zaskoczyła. Z Roksaną "internetowo" znam się od czasów dinozaurów - jeszcze przed erą czerwonych włosów, ale jednak nigdy nie miałam okazji z nią pogadać (no może przed koncertem Rihanny w Łodzi pod hotelem ale nie miałam odwagi podejść heh). Ogromnie miło mi się zrobiło, jak do niej podeszłam, zagadałam, a ona do mnie "Pali, maluszku! W końcu się widzimy!". Mega kochana laska! Wiecie co jeszcze jest ciekawe? Toć tyle ludu się tam kręciło, a nam udało się spotkać "nasze miastowe człowieki". I ze Szczyrbą kilka zdań się udało zamienić, i ze Stankiem także! No ale wracając do człowieka, który tamtego dnia interesował mnie bardziej niż ktokolwiek inny - Drake. Nie za bardzo miałyśmy ochotę zajmować miejsc długo przed koncertem, dlatego też potem straciłyśmy już trochę nadzieję, na miejsca blisko sceny. No ale jak to mówią - nadzieja umiera ostatnia:) Nie mam pojęcia jakim cudem, ale co do czego to wylądowałyśmy w jakimś trzecim, czwartym rzędzie, w którym nawet taki kurdupel jak ja widział to co trzeba! Chyba nie muszę wspominać o tym, że było jak w saunie, że jak podniosłam rękę do góry to nie było mowy o tym, żeby ją potem opuścić w dół oraz o tym, że w pewnym momencie moim jednym marzeniem było zdjęcie butów. Damn! Było genialnie tak czy siak! Gdzieś tam pod sceną zgubiłam gardło, a gdzieś tam obok 50zł, a jeszcze gdzieś tam dalej kolejne 5zł, których brak nie miał dla mnie jakiegokolwiek znaczenia w tamtym momencie. Wszystkie cztery darłyśmy się jak nienormalne, co widać i słychać na wszystkich filmikach, które nagrałyśmy (nas słychać bardziej niż Drake ale co tam!). Uwielbiam jego muzykę i zdecydowanie nie jestem sezonowcem, jak niektórzy pewnie myślą. Genialny koncert i świetny kontakt z publicznością. Jakbym mi ktoś teraz powiedział, że będę się kiedyś bawić w czwartym rzędzie na koncercie Drake razem z 90 000 ludzi to pewnie bym parsknęła śmiechem. Dobra. Ale koniec o samym koncercie. Wyobraźcie sobie jaka szczęśliwa byłam, jak po koncercie mogłam zdjąć buty. Ha! To była dopiero radość życia. zaraz po koncercie Drake spotkałyśmy Maffashion z Czarkiem z Abstrachuje. Od samego początku miałyśmy z dziewczynami cichą nadzieję, że gdzieś ich wyczaimy! Było już całkowicie ciemno, szłyśmy po coś do picia, a jakoś całkiem przypadkiem ich zauważyłam. Maffkę jak i Czarka miałam okazję poznać już dwa lata temu w Sopocie i wtedy już wiedziałam, żę są bardzo sympatyczni jak i śmieszni. Z Czarkiem odbyłyśmy jakże ciekawą i interesującą konwersację o tym, jak zarąbiste są batoniki proteinowe haha! Miałyśmy jeszcze trochę czasu na regenerację, bo o 2:00 był koncert Die Antwoord. Wszystkie padałyśmy na twarz, ale jednak zależało nam na tym koncercie, zwłaszcza Oli, dla której Drake przy tym zespole to nic. W międzyczasie zahaczyłyśmy jeszcze o koncert Alabama Shakes, o którym też warto wspomnieć. Przyznaję, znam dwie piosenki i nic więcej, ale jak usłyszałam ich na żywo, to zdecydowanie muszę nadrobić każdą inną piosenkę, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Ja na tą chwilę polecić Wam mogę nutę "Don't wanna fight" którą w tym tygodniu przesłuchałam jakieś milion razy. Powoli zbliżał się czas na ostatni już koncert, czyli Die Antwoord. Kompletnie nie wiedziałam czego mam się po nich spodziewać. Piosenek znałam sporo, kilka legend o ich zespole i koncertach słyszałam od Oli, jednak ja (jak i z resztą Oliwia i Pinka) kompletnie nie wiedziałam na co się piszę idąc na ich koncert. Ludzie, ja nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl o ich koncercie to "psychicznie-najlepsi-najchorsi". Po 15 minutach od rozpoczęcia koncertu byłam już dawno za namiotem, w którym był koncert. Fani Die Antwoord zaczęli tak szaleć (czytaj: pchać się na lewo i prawo, w przód i w tył) że nawet Ola, która wyczekiwała tego koncertu najbardziej, stwierdziła, że chyba lepiej stamtąd wyjść. No i teraz kolejna ciekawa sytuacja. Próbując wydostać się z tego buszu (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu) spotkałyśmy Stanka, która również wyszła z namiotu z tego samego powodu co my, tyle że po 5 minutach, w porównaniu do nas, ona wróciła do namiotu w kapturze! Serio. Die Antwoord - najchorsi na świecie - sztos! Z czymś takim na koncercie się jeszcze nie spotkałam, no bo żeby pchać na mnie chinkę jakieś trzy razy?! Damn! Jak już wracałyśmy taksówką o 4:00 nad ranem to marzyło nam się już tylko łóżko. Jak pisałam Wam we wcześniejszej notce, na Openerze byłyśmy tylko jeden dzień. Kolejne dni przeznaczyłyśmy na kompletny chill w Trójmieście. Czy ja na pewno Wam już wspominałam jak bardzo kocham Trójmiasto?!?!? Plażowanie przed długie godziny to zdecydowanie najlepsza opcja. W piątek wieczorem wybrałyśmy się do Zatoki Sztuki na koncert Margaret, ale co do czego, to na nim nie byłyśmy, bo nie chciało nam się czekać na jej koncert. No a w sobotę od rana ogarnianie mieszkania, a potem powrót do domu. Już niecierpliwie czekam na listę artystów na Openerze 2016, bo coś czuję, że tym razem bierzemy czterodniowe karnety. Trójmiasto, dzięki za piękną pogodę! Pod koniec lipca wracam! Sopot. Tyga. Zatoka Sztuki. Cant wait! 


Jak patrzę na te wszystkie zdjęcia i filmiki, które nagrałam to buzia sama mi się cieszy! Uwielbiam takie wyjazdy, zawsze się naśmiejemy z dziewczynami za wszystkie czasy. Chętnie opisałabym Wam historię z taksówki, kiedy to przez ulicę przebiegł lis, a Pinka myślała, że on ma reklamówkę w buzi, ale gdybym to wszystko napisała to pomyślelibyście, że jesteśmy nienormalne, że się z takich głupot śmiejemy. 
Nevermind! Jak tam wakacje? Co ciekawego robicie?

2 komentarze:

  1. Pewnie musiało być super! :)

    http://bezgwiezdne-niebo.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twojego bloga! Szkoda tylko że posty pojawiają się tak rzadko :(
    Kiedyś też z przyjemnością wybrałabym się na opener ale jak narazie mogę sobie tylko pomarzyć

    OdpowiedzUsuń